"Pomyślałem, że jestem teraz wolny. Mogę sobie iść w prawo, mogę sobie
iść w lewo, a jak mi się zachce, przez chwilę mogę nie iść nigdzie. Chyba mogę wszystko.
Chyba mogę tak bardzo wszystko, że w rezultacie nie mogę nic."1
Stęskniło mi się już by cokolwiek napisać… ale jakoś
ostatnio weny kompletnie zabrakło, a tu nagle pewna sytuacja, która wraca do
mnie niczym bumerang z prędkością światła..no może nie przesadzajmy, ale pewny
schemat powraca i drażni mnie to i to bardzo. Być może i Wy znaleźliście się
kiedyś w tak niefortunno-irytującym położeniu. Już piszę o co chodzi.
Zaczynając
od końca… Pierwszym i głównym faktem jest to, że człowiek ma już 1/4 (i ciut
więcej) życia za sobą, nie jest osobą niedorozwiniętą czy z płaskostopiem
mózgowym, podobno wolną i niezależną, a przede wszystkim już dawno temu
pełnoletnią. Nie jesteśmy w Arabii Saudyjskiej czy innym czort wie jakim krańcu
świata tylko praktycznie u siebie – rejony jak najbardziej znajome.
I sytuacja.
Grupa znajomych w pobliskiej miejscowości, ja na chwilę wychodzę mówię, że do
kibla (choć to podobno niekulturalne, więc nic się nie powinno mówić – w sumie
proste i nawet etykieta twierdzi , że nie trzeba się spowiadać), spotykam w
międzyczasie innych znajomych, rozmawiam jakąś chwilę wracam…i co… zastaję
wielką pretensję, gdzie ja byłam do cholery, szukano mnie, po prostu bulwers po
całości. Pewna koleżanka dość mocno się oburzyła - z tych co lubią gdy jest tylko
i wyłącznie po ich myśli - a reszta - o dziwo milczy. Ej chwila moment…z tego co
wiem matkę ma się tylko jedną, a swojej tutaj nie widzę, więc WHAT THE FUCK? No Kuźwa, bez przesadyzmu… faktycznie poczułam
się jak 5latek co znikną z pola widzenia matce. Bitch, please… nie chcę się
powtarzać, ale ludzie naprawdę przesadzają, człowiek jest dorosły wie co robi,
nawet jakby ulotnili się beze mnie dałabym sobie spokojnie radę, to nie Antarktyda,
ludzie litości. A tu po chamsku chcą obarczyć jakąś winą bogu ducha winnego
człowieka. Muszę przypomnieć nie jestem niczyją własnością (nikt nie jest) i
nikomu nie muszę się tłumaczyć co gdzie
i z kim. Ja to szanuję. Będąc w takiej sytuacji ok. Ktoś spotkał znajomych.
Bywa. Nie wypytuje, nie dramatyzuje. Każdy może robić to co chce. Wystarczy sms
typu: jedziemy za 10 min. I tyle albo jestem za ten czas albo mnie nie ma. To
wyłącznie moja sprawa. I zdana jestem na siebie. I ok. Do nikogo nie mam
pretensji ewentualnie tylko do siebie. Każdy jest swoim kierownikiem życia czy
jak to się mówi kowalem własnego losu. A to czego dziś doświadczyłam…co za,
powtórzę się, idiotyzm, to powinno się leczyć. Tylko ja mądra zamiast powiedzieć wszystko co
myślę, dla dobra koleżeńskich stosunków trzymam język za zębami, co niestety
sprawia ze tej drugiej stronie w takim wypadku wydaje się, że rzekomo ma rację…
(gówno prawda!), ale niestety… kiedyś nerwy mi puszczą… nie tylko na papierze. Bo nie raz już taka sytuacja miała miejsce,
ale ci ludzie nie potrafią zrozumieć, że każdy sam odpowiada za swoje decyzje
czy czyny i nic innym do tego, jeśli mają z tym problem to niech idą się
leczyć. Bo tylko mama czy tata kiedyś, gdy się było dzieckiem mogli nami
manipulować i dyktować jak powinno się zachowywać, a jak nie i trzeba było się
ze wszystkiego spowiadać. Wybaczcie, ale już dawno przestałam być dzieckiem, a
do tego ta dyktatorska domena była już dawno zajęta.
Mam nadzieję że ci co znają temat przytakną, a ci z opozycji
dzięki temu ogarną trochę swoje chore myślenie i przestaną matkować dorosłym,
tak, mającym mózgi ludziom. To tyle dziękuję za uwagę.
_____________________
1 Piotr Czerwiński "Pokalanie"