Zauważyłam, że pewien schemat zachowań ludzkich zaczął
mnie mocno irytować… Ci z Was bardziej spostrzegawczy, zapewne zauważyli już,
że to nie nowość heh, ale skupiając się na tym co mam do powiedzenia
(napisania), muszę nakreślić obraz sytuacji, którą dość często ostatnimi czasy
obserwuję, choć też i bezpośrednio tyczy się mnie. Może nie będę szczegółowo
opisywać sytuacji tylko napiszę ogólnikowo…
Występuje dane wydarzenie/termin, na który trzeba się
zjawić. Ja jestem z tych, którzy się zjawiają chociażby z samego szacunku.
Większość się nie zjawia, po prostu mają to w przysłowiowej dupie, a później
oczekują informacji lub mają wielkie pretensje, że ktoś im czegoś nie
powiedział. To kuźwa trzeba było się pofatygować i przyjść wtedy wiedziałbyś co
trzeba wiedzieć. Czy to tak dużo? Nie wiem jak nazywa się w tym wypadku moja
postawa czy jest pozytywna czy negatywna. Niech ktoś mnie oświeci. Tak czy siak
tak czuje i nic nie poradzę.
Podobna sytuacja tylko z małą modyfikacją. Pojawiam się z
nielicznymi w dniu określonego terminu. Załatwiamy bądź co bądź zasłużoną dla
przybyłych taryfę ulgową. A potem na drugim hen terminie okazuje się, że taryfa
przysługuje również tym co mieli w dupie termin pierwszy. Ej no! WTF? >:/ Gdzie tu sprawiedliwość ja się pytam???!!!
A gdybyśmy nie przyszli na ówczesny pierworodny
termin, każdy miałby przesrane potem. A tak gnuśniaki mogą nam stopy całować
lub chociażby po prostu podziękować czy z wdzięczności poklepać po plecach czego
oczywiście nie zrobili… nie byli tacy błyskotliwi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz